piątek, 10 maja 2013

Mętlik

OSTRZEŻENIE: opowiadanie o miłości między dwoma mężczyznami. Homofobów proszę o kulturalne opuszczenie strony i nie rozdrabnianie się na temat treści. Zainteresowanych zapraszam do lektury. <3


Było nam razem dobrze. Spędzaliśmy ze sobą naprawdę dużo czasu. Patrzyliśmy sobie w oczy, milcząc wymownie. Lubiłem, kiedy tak po prostu obejmowałeś mnie w pasie i przyciągałeś do siebie- Twoje dłonie były delikatne, pełne czułości i miłości do mnie. Uwielbiałem, kiedy wymawiałeś moje imię- Aisu. Tak pięknie brzmiało w Twoich malinowych ustach. W ogóle kochałem Twoje usta. Zwłaszcza, kiedy mnie całowałeś.Splatałeś palce swojej prawej ręki z moimi. Dawałeś mi tyle ciepła...
Twoje ramiona były dla mnie ostoją. Bezpieczne i dostępne zawsze. Wiedziałem, że przy Tobie nie muszę się niczego obawiać. Dawałeś mi szczęście, coś, czego nigdy wcześniej nie zaznałem. Nie oczekiwałeś niczego w zamian, ale ja dawałem Ci siebie. Umiałeś słuchać. Dzwoniłem w środku nocy, a Ty odbierałeś i słuchałeś. Zawsze. Starałeś się. Niepotrzebnie, bo i tak Cię doceniałem. To śmieszne- chciałeś, żebym był Twój. Czekałeś cierpliwie, aż będę gotowy. Bałem się, ale wiedziałem, że będziesz dla mnie delikatny.  Mówiłeś,  że nie potrafiłbyś skrzywdzić swojej Szczęśliwej Gwiazdy. Nie wiem, czemu tak o mnie mówiłeś, ale lubiłem to. Kochałem wspólne spacery, na które chodziliśmy regularnie. Co tydzień. Nawet to, że paliłeś mi nie przeszkadzało. Przecież każdy człowiek ma wady. Twoją była słabość do tytoniu. Ah...!  Uwiebiałem, kiedy wypuszczałeś z ust szare kłeby dymu. Mimo tego, że nie podobał mi się jego zapach, nigdy Ci tego nie powiedziałem. Papierosy były częścią ciebie- nie chciałem, żebyś ze względu na mnie z nich rezygnował. Kiedy szliśmy razem, brałeś moją rękę dłoń i wkładałeś ją sobie do kieszeni. Lubiłem materiał Twojej kurtki. Był przyjemny w dotyku i miał ładny kolor. Orzechowy, podobny do Twoich oczu. Dlatego tak uwielbiałem na niego patrzeć. Kiedy długo nie wracałeś, siedziałem cierpliwie przy stole i czekałem na Ciebie. Nie byłem dociekliwy, nie wydzwaniałem. Przecież znałem Cię i byłem pewien, że mnie nie okłamujesz. Wierzyłem Ci, bo zawsze patrzyłeś mi w oczy. Gdy wracałeś nie pytałem. Piliśmy spokojnie herbatęm tak jakby rytm naszego dnia nie został zaburzony. Jakby wszystko było w porządku. Nic się nie stało. Pamiętam nasze pierwsze wspólne wakacje. Pogoda była piękna, piasek na plaży tai ciepły. Pamiętam jedzenie waty cukrowej, kiedy kleiły nam się ręce, spacer brzegiem morza po zachodzie słońca, ucieczka przed desszczem i znalezienie schronienia w budce z lodami. Nawet zwiedzanie miasta pamiętam doskonale. Mamy mnóstwo wspólnych zdjęć z tego okresu. Kiedy wracaliśmy do domu złapałeś mnie za rękę i obiecałeś, że jeszcze tu kiedyś przyjedziemy.
Właśnie dlatego zdrada tak bardzo zabolała. Bo Ci ufałem i spędziłem z Tobą tyle czasu, że straciłem czujność. Byłam do Ciebie przywiązana i odejście sprawiło mi wiele trudu. Nie oczekiwałem wyjaśnień. Uznałem, że po prostu mnie juz nie potrzebujesz i pogodziłem się z tym. Oczywiście, próbowałeś wszystko wyjaśnić. Wszystko naprawić. Ja jednak byłem głuchy na Twoje prośby. Chociaż najchętniej rzuciłbym Ci się się w ramiona szeptając 'Wybaczam.' Cała ta sytuacja mnie przerastała. Byłem bezsilny, bo wziąć Cię kochałem, jednak nie potrafiłem wybaczyć tej krzywdy. Nie chciałem nikogo innego, bo w pełni zdawałem sobie sprawę, że nikt nie byłby w stanie Cię zastąpić.
Teraz trzymam w rękach Twój ostatni list z przeprosinami dla mnie, stojąc na brzegu jeziora. Zaciskam kurczowo palce na papierze. Przechylam się delikatnie do przodu i czuję, jak tracę grunt pod nogami. Uderzam w taflę powoli opadając na dno. Woda rozmywa Twój podpis 'Kocham Cię. Richard' pod listem...

Bywają te gorsze i te lepsze dni
Bywają chwile, w których płyną łzy
Wspomnienia pozostaną w sercu mym.
Jest tam małe miejsce, w którym mieszkasz ty

***

Haha, z racji tego, że dawno nic nie wrzucałam :D Strasznie krótkie i suche, ale ostatnio nie stać mnie na nic lepszego. I mam prośbę- jeśli ktoś zauważy w tekście zmianę narracji (z -em na -am) proszę mi powiedzieć. Mogą się takie błędy pojawić, bo przepisywałam z kartki, na której miałam hetero wersję xD Anyway, enjoy.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

'' uchyl mi nieba ''

Notkę dedykuję Patrycji, która jest moją inspiracją <333


Siedzę spokojnie na kozetce i patrzę przed siebie. W nicość. W pustkę. Skrzypnięcie. Drzwi uchylają się , wpuszczając do środka smugę światła. Półmrok ustępuje, a moje obawy razem z nim. Światło przynosi nadzieję i ukojenie ; przynajmniej tak mnie uczono. Tak się uczyłem. Psycholog powoli wchodzi do pomieszczenia, odsłaniając żaluzje. Nathan. Ma na imię Nathan, bo tak jest napisane identyfikatorze.
  Nathan poprawia fartuch. Wyjmuje papiery. Obserwuję jego sztuczny uśmiech. Próbuję się przed nim otworzyć, jak otwierają się drzwi. Staram się pracować jak te ruchome przy supermarketach. Wystarczy podejść odpowiednio blisko, a one otwierają się same. Ze mną  jest inaczej - trzeba znaleźć klucz. Psycholodzy i psychiatrzy znaleźli ich na potęgę, ale żaden nie pasował. Szukają dalej, chociaż wątpię czy wierzą jeszcze w jego odnalezienie. Ja sam nie wiem, czy w to wierzę. ''Jak tam, Nykki? Wszystko okej?'' pyta spokojnie, siadając na stołku przy kozetce. Nie ufa mi. Tak jak ja nie ufam mu. Kiedyś, gdy byłem jeszcze mały, potrafiłem  rozpłakać się na zawołanie - dzisiaj już nie. Kiedyś było mi to niezbędne do przeżycia - tak jak każdemu ''dziecku ulicy''. Ja byłem perfekcyjnie wyszkolony by dostać to, czego chcę. Dzisiaj takie umiejętności nie budzą na nikim wrażenia. Wszystko, czego się nauczyłem zostało zamazane - nie ma już praktycznie niczego. To, czego uczyłem się i przyswajałem przez lata zniknęło ; nie jest mi już potrzebne. Nathan obserwuje ruchy moich nóg, jakby chciał z nich coś wyczytać. A jeśli potrafi? Przestaję nimi ruszać , podkulam je pod klatkę piersiową i obejmuję ramionami. Ciepło. Znowu ciepło. Nie czytaj mi z nóg, bo są za blade, by cokolwiek z nich wywnioskować. Nie ma blizn. Nie ma naczynek, więc czego jeszcze od nich chcesz? ''Tak. Czuję się dobrze.'' odpowiadam półprzytomnym głosem. Nathan chwilę patrzy na mnie, po czym gęstem dłoni nakazuje mi się położyć. ''Nie ma już Nadziei?'' pytam, szukając w jego oczach jakiegokolwiek zrozumienia bądź współczucia. A może zapewnienia, że wszysto się ułoży? ''Przepraszam.''  mówi smętnym głosem. Czyli to już koniec. Nadzieja odeszła razem z ostatnim promieniem słońca, kiedy znów zasłonił żaluzje. Boi się , żeby nikt nas nie zobaczył. Niepotrzebnie. To, co teraz zrobi jest normalnym procederem w przypadkach podobnych do mojego - wyjaśnił to wczoraj, kiedy pomagał mi znosić pudła z ubraniami do samochodu. Nathan szuka czegś w szufladzie. ''Zamknij oczy.'' mówi drżącym głosem. Wykonuję  polecenie. Kiedyś, gdy czułem ukłucie podkurczałem wszystkie kończyny ; zrobiłem tak , gdy pierwszy raz chciałem wbić sobie igłę w żyłę. Zrobiłem to? Nie. Bo jestem inteligentny.

Byłem inteligentny.

Znieczulenie rozlewa mi się po ciele. Powoduje chwilowe uczucie odrętwienia, które mija dokładnie tak szybko, jak się pojawiło. Chyba zasnąłem, bo jedyne o pamiętam to pokój bez okna. Moje rzeczy tu są. Wszystkie pudła, które przenosiłem wczoraj... wczoraj... wczoraj z Nathanem. Lustro też jest, chociaż ja nie pamiętam kiedy jakiekolwiek miałem. Mam nowy pokój, nowe łóżko i nowy ślad po igle. I nowe lustro, zajmujące jedną czwartą węższej ściany. Siedzę na wprost nowego nabytku i przeglądam się w nim. Od kiedy mam fioletowe włosy? Miałem różowe. Oczy były niebieskie - jak laguna, powtarzały pielęgniarki. Ból głowy nasila się , a ja nie mam tabletek. Bo wszystkie mi zabrali. Całe kilo wszelkiego rodzaju kolorowych pigułek na ponad trzydzieści innych dolegliwości. Nie mam nic. Pulsuje przy skroni i działa niczym trzęśienie ziemi - od epicentrum przez okolice sąsiadujące do obszarów dalszych. Przykładam trzy palce do źródła bólu i zaczynam rozcierać modląc się, żeby pomogło.